Magiczne miejsca nad Biebrzą

Magiczne miejsca nad Biebrzą

W majowe dni przyroda nad Biebrzą oszałamia mnogością doznań. Rycyki zawodzą na mokradłach, bataliony walczą na podmokłych wysepkach, na horyzoncie pojawiają się pierwsze rybitwy, zaś rozlewiska są pełne białych grzybieni i żółtych grążeli. “Biebrzańskie bagna wciągają” – to popularne powiedzenie wśród ptasiarzy u mnie sprawdziło się w stu procentach. Odkąd pojechałem nad Biebrzę po raz pierwszy, odwiedzam to magiczne miejsce co roku.

Rycyki w Brzostowie 

Przeciągłe wołanie rycyka przecina majowe powietrze. Ptaki wydają całą gamę nosowych, piskliwych okrzyków. W tych piosenkach jest zawarta pewna mądrość życiowa. Repertuar rycyka idealnie opisuje miłość. Kiedy wczesną wiosną rdzawoszyje samce szukają partnerek odgłosy są szybkie, pełne energii.  Oddają burzę emocji, która towarzyszy poznaniu nowego fascynującego towarzysza. Dźwięk prawdziwej miłości rycyk wydaje jednak później. Są to dojmujące i przeciągłe zawołania, kiedy ptaki są dobrane już w pary. Rycyk ogłasza nam trudy monogamicznego związku i rodzicielstwa. Skończyły się miłosne igraszki. Ponad lęgowiskami niosą się okrzyki ptaków doświadczonych w miłości. Ale nie słyszę w tym donośnym wołaniu smutku, raczej szczęście połączone z troską o rodzinę. Tomasz Ogrodowczyk w swojej płycie “Jaki to ptak” stwierdził, że “Rycyk dysponuje prawdopodobnie najbogatszym repertuarem głosów spośród wszystkich ptaków bekasowatych”. Kiedy czasami siedzę nad bagnami i słucham rycykowego wołania wydaje mi się, że ptak ten wydaje tyle różnych odgłosów, bo próbuje wyrazić różne odcienie miłości. 

Samiec rycyka w pięknym ubarwieniu godowym.

Brzostowo to bardzo dobre miejsce do podglądania ptaków siewkowych. W maju oglądać można tam bataliony i łęczaki. Pośród roślin wodnych warto poszukać biało czarnej sylwetki szczudłaka. W czerwcu rozlewiska są niemal czarne od ciał rybitw białoskrzydłych i czarnych. 

Przez lornetkę obserwuję rdzawe szyje samców rycyka i ich dumną sylwetkę. Rycyki potrzebują długich i spiczastych dziobów, żeby wyłapywać bezkręgowce z wody. Jednak piękna pomarańczowa nasada dzioba nie jest już ptakom do polowań potrzebna, podkreśla jedynie piękno ptaka. Na trawiastej wysepce widzę jak dwa ptaki się ścierają. Uderzają się dziobami, a następnie jeden z ptaków rozdziawia w złości pomarańczowy dziób i atakuje rywala. W pewnym momencie oba ptaki zawisają w powietrzu w ekwilibrystycznych pozach.  Po chwili spadają twardo na ziemię, a przegrany samiec szybko odlatuje. Rycyki są bardzo terytorialne i nie pozwolą bezkarnie chodzić nieznajomym wokół swoich gniazd. Nad rozlewiskami co chwila roznoszą się miarowe, ostre tykania, kolejny z repertuaru odgłosów rycyka – tym razem terytorialny. 

“Rycyk dysponuje prawdopodobnie najbogatszym repertuarem głosów spośród wszystkich ptaków bekasowatych”.

Kszyki i kumaki na Białym Grądzie 

Słońce jeszcze nie wyjrzało zza horyzontu choć wokół było już zupełnie jasno. Był to ten moment poranka, kiedy krople rosy nadal utrzymywały się na łodyżkach tasznika i krwawnika, a w powietrzu unosiła się jeszcze delikatna mgiełka. Wszystko to miało zaraz zniknąć, a wyblakłe kształty wokół nas miały nabrać kolorów wraz z pierwszymi promykami światła. 

Wokół nas, z różnych stron dochodziły do nas przedziwne dźwięki. Metaliczne trzeszczenie, przypominające beczenie owiec albo odgłos owada. Znajdowaliśmy się pośród tokowiska kszyków. Są to małe siewki o niepozornym ubarwieniu, jednak posiadające niezwykła cechę wyróżniającą je spośród ptaków, które dotąd widziałem – lot tokowy. Małe krępe ptaki niczym zwrotne myśliwce latały nad nami i ukazywały swoje niezwykłe przedstawienie. Czarne punkty leciały prosto na niebie, po czym podrywały się do góry, żeby zaraz potem ostro zanurkować w dół. W momencie pikowania rozkładały ogony, pozwalając sztywnym sterówkom wibrować w powietrzu. Krępe kszyki mają zupełnie inną strategię przyciągnięcia samiczek niż rycyki. Rycyki pokazują swoją piękną rdzawą szyję, kszyki mają zaś ubogie, bardzo maskujące ubarwienie. Jednak ewolucja wykształciła u nich niezwykły sposób walki o samiczki. Ptaki prześcigają się w tym, który lot tokowy będzie bardziej zmysłowy. 

Mokradła na Białym Grądzie to tokowiska kszyków, ale również niezwykle bogaty w zwierzęta ekosystem. Wraz z upływem poranka ptaki uspokajały się i coraz mniej ptaków tańczyło nad nami w tej oryginalnej aranżacji. Stopniowo wibrujące bzyknięcia były zastępowane innymi głosami. Rowy melioracyjne wzdłuż drogi, na której się znajdowaliśmy zaczynały ożywać. Rechoty żab jeziorkowej i śmieszki mieszały się w płazim chórku. Oprócz głosu żab zielonych słyszeliśmy inną, mniej popularną piosenkę. Smutne pohukiwania Dobywały się z wód wokół nas. Brzmiało to tak, jakby wody wokół nas płakały. Przewodnik naszej wycieczki rozłożył lunetę i zaczął uważnie wypatrywać czegoś pomiędzy kłosami tataraku. Po chwili radośnie przyklasnął i pozwolił mi spojrzeć przez okular lunety. Moim oczom ukazał się szary, nadymiony balonik, niemal idealnie zlewający się z kolorem tafli wody. Jedynym wyróżniającym się elementem była nadmuchana gardziel, która odróżniała się dzięki jaskrawo żółtym plamom. Płochliwe, zakamuflowane, kryjące swoje niezwykłe piękno zwierzę – kumak nizinny. Płaz co chwila wytwarzał falę na wodzie, dzięki nadęciu swojej gardzieli. Pracował tak samo ciężko jak kszyki, napompowywał swoje ciało powietrzem powodując, że po wodzie roznosiła się fala. Ewolucja wytworzyła kolejny, niebywale piękny sposób zdobycia serca samiczek. 

Dostrzeżenie kumaka nizinnego nie jest prostym zadaniem, nawet z bardzo bliskiej odległości.

Wieczór na Długiej Luce 

Długa Luka kojarzy mi się przede wszystkim ze słowem oryginalność, którą zakłóca obecność ludzi. Kompozycja przyrody i gatunki ptaków, które możemy tam zobaczyć są unikalne. Trzeszczenie metalicznych sylab śpiewu wodniczki jest najbardziej charakterystycznym dźwiękiem dla tego miejsca.  Na kładce grupka rozemocjonowanych turystów z całego świata próbuje dostrzec małego ptaszka. Wodniczka wedle uznania pojawia się czasami na szczytach trzciny. Ścierają się w niej dwa instynkty. Z jednej strony chroni się ze strachu przed głodnymi wrażeń turystami, jednak z drugiej potrzebują się pokazać. Instynkt podpowiada im, że piosenkę powinny zaśpiewać ze szczytu trzciny, żeby podkreślić swoje terytorium. 

Kiedy na długą luke wybierzemy się poza weekendem (szczególnie tym długim majowym) to być może uda nam się zostać samemu pośród torfowisk niskich. I wtedy będziemy mogli napawać się trzeszczącą piosenkę wodniczki. Kiedy wokół nie będzie ludzi, usłyszymy subtelną piosenkę świerszczaka. W oddali czasami odezwie się perliste wołanie kulika wielkiego. Wśród dźwięków przyrody najlepiej wtedy poczekać do samego zmierzchu i pozwolić, żeby Długa Luka Was zaskoczyła. 

Chmury układały się w oryginalne wzory na pomarańczowym niebie. Wśród artystycznych delikatnych rysunków odcinał się pojedynczy, gęsty cumulus. To na jego tle dostrzegliśmy malutką czarną plamkę. Krępą, z dziwnie pogrubiałą głową i masywnymi skrzydłami. Nad torfowiskiem wokół nas nic się nie zmieniło. Wodniczka nadal terkotała w swoim rytmie, zaś w oddali dało się słyszeć klangor żurawi. Spojrzałem przez lornetkę z powrotem na cumulusa. Dziwny ptak wyleciał już niemal za obręb chmury, lecąc w stronę zachodzącego słońca. Mrużąc oczy próbowałem dostrzec jak najwięcej szczegółów. Nie był to z pewnością myszołów ani błotniak – uderzenia skrzydłami były za częste. Tuż obok nas odezwała się rokitniczka, kuzynka wodniczki, której śpiew jest podobny, ale dużo mniej poukładany. Spojrzałem ponownie na ptaka, który już przeleciał kontur słońca i zbliżał się coraz bardziej do nas. Powoli mogłem rozpoznać masywne kontury sowy. Kiedy tylko zdałem sobie sprawę co za ptaka oglądam, zacząłem gorączkowo ustawiać lunetę. W większym zoomie nie było wątpliwości – obserwowałem uszatkę błotną. 

Przestała być już konturem na niebie, a zaczęliśmy odczuwać coraz realniejszą obecność drapieżnika. Wzleciała nad bagno i na ciemnozielonych obrysach drzew dostrzegłem biało – brązowe ubarwienie uszatki. Jest to jedna z najrzadszych sów w naszym kraju. Charakterystyczną cechą jest to, że poluje ona wieczorem, jeszcze zanim nadejdzie noc. Rozradowani napawaliśmy się obecnością rzadkiego ptaka, jednak ten dopiero zaczynał pokazywać nam swoje piękno. Nieprzerwanie leciał na nas i teraz mogliśmy rozpoznawać kolejne detale ptaka. Białą szlarę a nawet żółte tęczówki ptaka. Był na tyle blisko, że co chwila znikał w kłosach trzcin. Wyglądał na skoncentrowanego, jakby nasłuchiwał licząc na najmniejszy choćby błąd gryzoni, które zapewne teraz w panice ukrywały się w swoich kryjówkach. Uszatka błotna to sowa piękna, ubarwienie ma dużo bardziej ujmujące niż brązowo – szary chaos puszczyka. Przypomina piękną acz niebezpieczną kobietę. Sowa w pewnym momencie zanurkowała pomiędzy trzciny. Co stało się później wie tylko piękna uszatka. Być może w tamtym momencie jakaś nornica została rozszarpana jej szponami a następnie trafiła do uszatkowego żołądka. My stwierdziliśmy jedynie, że w momencie, gdy sowa ponownie się poderwała zaczęła lecieć w stronę lasu oddalając się coraz bardziej, żeby wreszcie bezpowrotnie zniknąć nam z soczewek lornetek. 

Bataliony nad brzegiem Biebrzy 

Wyłaniamy się zza zakrętu i wpływamy na szerokie rozlewisko. Żółte kwiaty kaczeńców i grążeli wynurzają się z mulistej wody. Znajdujemy się w kajaku na środku bagien. Nad naszymi głowami co chwilę przemykają trzy gatunki bagiennych rybitw.  Rybitwy białoskrzydłe z ostro zarysowaną granicą między czernią i bielą na skrzydłach, brudne, jakby przed chwilą czyściły kominy rybitwy czarne oraz trzeszczące rybitwy białowąse. Wśród mozgi trzcinowatej dostrzegłem ruch. Czarna głowa bataliona pokazuje się spomiędzy zielonych kłosów. Piękny samczyk pozwala podziwiać nam swoje unikatowe upierzenie. Każdy ptak ma jedyną w swoim rodzaju krezę. Bataliony puszą je dumnie pokazując całą paletę barw – od bieli przez rudawe plamy aż po czarną lśniącą czerń. Koło nas siedziały dwa samce, zaś zza ich dumnie uniesionych głów wychylała się szara, niepozorna głowa samicy. To dla potencjalnych partnerek bataliony prezentowały swoje niepowtarzalne barwy. Kolejna ewolucyjna strategia zwrócenia na siebie uwagi samiczek. 

Batalion w czasie lotu składa swoją krezę. Jedynie brązowy kolor zdradza ukryte piękno tego ptaka.

Wijące się koryto Biebrzy jest świetnym miejscem na spływ kajakiem. Piękne krajobrazy towarzyszą nam przez cały czas. Niezwykle ważnym jest jednak, żeby nie hałasować podczas spływu. Wchodzimy bowiem w samo serce największych bagien Europy. Kiedy w ciszy pozwolimy ponieść się nurtowi Biebrzy będziemy mogli dostrzec nie tylko bataliony i rybitwy. Pośród długich kłosów trzciny i pałki wodnej można dostrzec również wiele ptaków z trzcinowisk. Niemalże cały czas towarzyszyła nam zwariowana piosenka rokitniczki. Kilka razy pośród brązowych kłosów trzcin dostrzegliśmy brzęczkę. Jest to chyba jedna z najtrafniejszych polskich nazw ptaka. Jego głos to metaliczny terkot lub po prostu brzęczenie. Podczas wydawania swojego metalicznego śpiewu, ten brązowy ptaszek odwraca główkę na wszystkie strony. Brzęczka sprawiedliwe obdarza każdą część bagien swoim unikatowym głosem. 



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.