Wyprawa do raju: Głuptaki z Bass Rock

Wyprawa do raju: Głuptaki z Bass Rock

Pierwszego głuptaka z bliższej odległości oglądałem zanim dotarliśmy do Bass Rock. Płynęliśmy w pontonie, podczas przecinania kolejnych fal woda dostawała się do łodzi. Im bliżej skały byliśmy, tym więcej głuptaków dołączało do nas lecąc równolegle z nami.

Na początku była białą plamą. Niczym Royal Yacht Britannia cumujący w oddalonym o pięćdziesiąt kilometrów Edynburgu. Chociaż może nie do końca, jak królewski jacht . Statek cumuje przecież w ponurej dzielnicy Leith, obok odrapanego centrum handlowego i obskurnych bloków – konstrukcji, które są skazą dla nieskażonej reszty Edynburga.A ten biały punkt na horyzoncie był otoczony oceanem, bezkresnym granatem, który rozciągał się dookoła grani. Wyglądał jak unosząca się na wodzie kra podczas wiosennej odwilży. Płynąca niezauważalnie powoli, ale też nieuchronnie topiąca się wraz z nadejściem pierwszych ciepłych dni.

Ale na pewno nie wyglądała na to czym naprawdę była – na największą kolonię głuptaków na świecie. W życiu bym nie powiedział, że ta mała biała plama to tak naprawdę siedzące jeden przy drugim setki tysięcy ptaków i że biały kolor pochodził od nich samych oraz od guana, które głuptaki produkują w zaiste olbrzymich ilościach. To co widziałem, to nie było Bass Rock, które sobie wyobrażałem,wyglądało trochę jak na obrazie, zastygnięte w bezruchu, jak wyspa widmo, na której nie ma śladu życia.

Widok na Bass Rock z portu w North Berwick
Widok na Bass Rock z portu w North Berwick

Dopiero w porcie uwierzyłem w to, co o wyspie było napisane w moim przewodniku. Spojrzałem przez lornetkę i we wcześniejszy bezruch wstąpiło życie. Dookoła grani aż się kłębiło od białych plamek kontrastujących na tle ciemnej, niemal czarnej otchłani Morza Północnego. Widziałem tysiące małych figurek uwijających się i unoszących się w powietrzu. Teraz przestało to już wyglądać na wyspę widmo. Przypominało mrowisko białych mrówek. W blasku słońca przez moment dojrzałem nawet beżowy połysk – kolor piór, które znajdują się na głowie głuptaków. Odcinają się one od białego upierzenia reszty ciała. Patrzyłem jak urzeczony, wiedząc, że za niecałe dwie godziny wyruszam na Isle of May – wyspę obok, na której nie miało być co prawda głuptaków, ale około ćwierć miliona ptaków innych gatunków. Po drodze do celu mojej wędrówki miałem jednak przepłynąć koło Bass Rock, wyspę, na którą patrzyłem teraz w niemym podziwie będącym hołdem dla potęgi przyrody. Kiedy natura przygwoździ mnie swoim pięknem, zamieram w bezruchu jakbym bał się, że spłoszę te piękne widoki, nie tylko ptaki, ale też drzewa, skały, bagna, czy rośliny. Obserwuję, a moją duszę wypełnia wdzięczność dla siły spływającej na nas z góry. Wdzięczność za to, że mogę oglądać cuda naszego świata.

Pierwszego głuptaka z bliższej odległości oglądałem zanim dotarliśmy do Bass Rock. Płynęliśmy w pontonie, podczas przecinania kolejnych fal woda dostawała się do łodzi. Im bliżej skały byliśmy, tym więcej głuptaków dołączało do nas lecąc równolegle z nami. Czułem się, jak na planie filmu “Makrokosmos”. Blisko dwumetrowa rozpiętość skrzydeł głuptaków podkreślała ich dostojność. Płynęliśmy z podobną prędkością jak ptaki, więc kiedy rozglądałem się na lewo lub prawo widziałem białe sylwetki, które leciały zaledwie trzy metry od nas. Koło sylwetek głuptaków spostrzegłem też inne kontury – małe, krępe, podobne trochę do nieporadnej kaczki. Te dwa ptaki jak Flip i Flap, różniły się dosłownie wszystkim: wielkością, kolorem, posturą, zachowaniem. Wskazałem na ptaka z pytającym wzrokiem skierowanym na pasażera siedzącego obok:
– Maskonury – odpowiedział bez śladu podekscytowania, jakby mówił o wróblach.

gluptaki_w_locie

Kiedy podpłynęliśmy pod Bass Rock najpierw usłyszałem ogłuszający hałas. Wszystkie stworzenia były z jednego gatunku, więc wydawały ten sam głos, przypominający skrzyżowanie kurzego gdakania i głosu mewy. Następnie poczułem bardzo intensywny smród guana zmieszany z zapachem morza. Dopiero po chwili byliśmy już na tyle blisko skały, że mogłem gołym okiem oglądać się widokiem tysięcy beżowych głów. Kapitan wyłączył silnik i przez następne parę minut mogliśmy pobyć w ciszy z przyrodą. No, w ciszy to za dużo powiedziane, bo głuptaki nie poszły w ślad za kapitanem i gdakały tak samo głośno, jak wcześniej.

Para głuptaków na Bass Rock
Para głuptaków na Bass Rock

Zacząłem zastanawiać się, jak wspaniałe musi być doświadczenie, kiedy schodzi się na wyspę. Kilka godzin samemu z 200 tysiącami głuptaków. Ale nawet z łodzi mieliśmy najbliższe ptaki na wyciągnięcie ręki. Wydawało mi się, że biorę udział w podróżniczej eskapadzie, o jakich czytałem w reportażach Tony’ego Halika. Spojrzałem na innych pasażerów w pontonie. Nikogo z nich nie znałem, zastanawiałem się czy któryś z nich jest pisarzem i kiedyś opisze ten moment. Tylko musiałoby się stać coś niezwykłego. Dzisiaj wydarzyło się już wiele pięknych rzeczy, ale żeby ta historia nadawała się do opisania potrzeba również czegoś dramatycznego. Jakiś sztorm, który zatopiłby nasz ponton, a my musielibyśmy spędzić noc na Bass Rock.

Mój tok myślenia został brutalnie przerwany przez donośny głos kapitana.

– Kurs na Isle of May!

Silnik zawarczał ponownie i zacząłem gorączkowo robić zdjęcia wiedząc, że są to ostatnie chwile kiedy mogę uwiecznić głuptaki na kliszy aparatu. Bass Rock z każdą chwilą się zmniejszał, zmienił się z kolonii głuptaków najpierw w mrowisko, a potem znowu w białą plamę. Jednak nie zmartwiłem się , bowiem przed nami zamajaczyły już strome klify Isle of May oraz siedzące na nich alki, nurzyki i maskonury.



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.